LEX UBER … czyli koniec tanich przewozów?
Niedawno pisaliśmy o pomysłach Elon’a Musk’a na autonomiczne taksówki. Zastanawialiśmy się nawet nad tym, jak to wpłynęłoby na nasz rynek, gdyby tempo rozwoju gospodarczego w Polsce, było tak szybkie jak za oceanem. Dziś kolejny raz przekonujemy się o tym, jak bardzo konsultacje społeczne i presja otoczenia mogą wpłynąć na ustanawianie prawa w naszym kraju. wiemy już, że niedawno Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, wprowadzającą zmiany dotyczące prowadzenia pośrednictwa przy przewozie osób i kryjącą się pod nazwą „Lex Uber”. Co to oznacza w praktyce ?
Na wprowadzenie zmian w przepisach o transporcie drogowym głównie naciskały korporacje taksówkarskie oraz osoby prowadzące klasyczną formę „taksówkarską”. Oczywiście powodem było coraz gorsze radzenie sobie tej branży w dynamicznie zmieniających się warunkach alternatywnego przewozu osób – mowa tu o aplikacjach takich jak Uber czy Bolt.
Do tej pory zasada działania nowoczesnych systemów pracujących na zasadzie smartfonowych aplikacji wygląda bardzo prosto i przejrzyście, a transakcje wykonywane za przejazdy odbywają się z reguły bezgotówkowo. Takie rozwiązanie jest wygodne dla wszystkich. Kierowcą takich systemów może zostać praktycznie każdy. Wymagane jest tylko prawo jazdy (ważne co najmniej rok), wiek powyżej 20 lat, zaświadczenie o niekaralności i potwierdzenie prowadzenia działalności gospodarczej lub umowa z firmą, dla której prowadzona jest działalność przewozu osób. To raczej niewiele, szczególnie, kiedy weźmiemy pod lupę wymagania jakie stawia się przed klasycznymi taksówkarzami. Oprócz posiadania licencji, każdy taksówkarz zdaje egzaminy z topografii miejscowości oraz przepisów prawa miejscowego.
Nowe prawo ma uporządkować między innymi kwestie licencji i egzaminów, żeby „wyrównać” konkurencję panującą na rynku. Generalnie posłuch społeczny jest taki, że nowe prawo nie podoba się zarówno taksówkarzom, jak i kierowcom aplikacji smartfonowych. Co się zmieni? Nowelizacja przewiduje, że każdy kierowca świadczący usługi przewozu osób będzie musiał posiadać licencję na wykonywanie tego zawodu. Dodatkowo obowiązek weryfikacji kierowców i ich licencji spoczywać będzie na firmach, które zatrudniają kierowców. Organem wydającym odpowiednie licencje będzie Główny Inspektor transportu Drogowego. Jest to niewątpliwie kwestia, która powinna cieszyć klasycznych taksówkarzy. Kolejną kwestią, jest to, że osoby przewożące powyżej 7 osób (i nie więcej niż 9) zostaną zwolnieni z obowiązku posiadania certyfikatu kompetencji zawodowych w transporcie drogowym. Sami taksówkarze nie będą zaś musieli posiadać zaświadczeń o odbytym szkoleniu z zakresu transportu drogowego i przez to zwolnieni zostaną również ze zdawania egzaminów ze znajomości topografii miejscowości i przepisów prawa miejscowego. Ponadto licencja w zakresie przewozu osób taksówką będzie udzielana jedynie na określony obszar, a nie jak dotychczas także na określny pojazd.
W nowelizacji jest też ukłon w stronę nowoczesnych technologii. W taksówkach nie będzie konieczności używania kas fiskalnych i taksometrów pod warunkiem, że przejazd będzie rozliczany bezgotówkowo, za pośrednictwem odpowiednich aplikacji.
Nowe prawo wejdzie w życie od 1 stycznia 2020 roku. Co się zmieni w praktyce? Na pewno trudniej będzie dorobić „okazjonalnym” taksówkarzom i obcokrajowcom, którzy będą chcieli zarabiać w naszym kraju jako kierowcy Uber’a czy Bolt’a. Koszty zdobycia licencji przestaną się dla nich kalkulować. Śmiemy przypuszczać, że statystyki na rynku nieco się zmienią, choćby przez wyeliminowanie części „smartfonowych” taksówkarzy i tym samym zmniejszenie linii podaży. Statystyki świadczonych usług przez aplikacje dobitnie jednak pokazują, jak klienci mocno przywiązali się do tego typu usług i szansa na „walkę” jak równy z równym wydaje się niemożliwa. Po raz kolejny, czas pokaże dokąd zaprowadzą branżę te zmiany.