Koniec kamerek samochodowych?
Unia Europejska jest z zasady sojuszem między państwowym, który powinien „łączyć” kraje ze sobą w jedną wspólnotę. W ostatnich latach można jednak zauważyć, że zaczyna ona coraz częściej dzielić Państwa, poprzez swoje kontrowersyjne niekiedy przepisy i przesadną dbałość o równouprawnienie swoich mieszkańców. Jednym z takich narzędzi, które jest mocno dyskusyjne jest tzw. ustawa „RODO” – dokument Europejskiej Rady Ochrony Danych, który ma chronić nasze dane osobowe. Ciągle udoskonalany o coraz to nowe zapisy. Te ostatnie wydają się szczególnie ciekawe bo działają przeciwko kierowcom i ich częstemu dochodzeniu sprawiedliwości na drogach.
W całym tym zajściu, chodzi o kamerki samochodowe, które już parę lat temu stały się „modnym” gadżetem, który po chwili przekształcić się w pożyteczne urządzenia będące swoistego rodzaju „świadkami” różnego rodzaju przewinień drogowych. Kierowcy dzięki rejestratorom jazdy mogli m.in. posłużyć się dowodami w sprawach wypadków lub kolizji drogowych. Wygląda na to, że owi „pomocnicy w sprawie” niebawem przejdą do lamusa. Wszystko właśnie przez RODO, i nowe kuriozalne zapisy w umowie – w sprawach monitoringu wizyjnego.
Mało który kierowca zagłębiał się w to, że rejestrując swoją podróż, przetwarza jednocześnie dane osób pojawiających się na nagraniu i jest ich administratorem. W związku z tym, kierowcy posiadający rejestratory jazdy muszą stosować się do wielu przepisów, które na nich ciążą. Chodzi o nagrania gdzie pojawiają się osoby postronne znajdujące się w kadrze urządzenia oraz auta innych użytkowników ruchu, które znakowane są tablicami rejestracyjnymi – te w myśl nowych przepisów Europejskieo Urządu Ochrony Danych (EROD) są chronionymi danymi innych osób. Kierowca będzie teraz zobowiązany do tzw. obowiązku informacyjnego. Polega on na tym, że posiadacz kamerki będzie musiał w stosownym miejscu umieścić informacje o swojej tożsamości, danych kontaktowych, celów przetwarzania danych osobowych itp. EROD proponuje do tego celu umieszczanie w widocznym miejscu naklejki informacyjnej. Co ciekawe EROD nakazuje również by nagrania nie były długo przechowywane w pamięci urządzenia. Zaleca się, że „długość życia” nagrania powinno potrwać co najwyżej kilka dni, a najlepiej kasować je po 24 godzinach. Ważne jest również to, że od teraz zabrania się ciągłego nagrywania swojej podróży. Zatem jeśli na nagraniu zarejestrowane zostało jakieś zdarzenie drogowe, to wówczas kierowca będzie musiał zadbać o to, żeby wyciąć pożądany fragment i dostarczyć go odpowiednim służbom. Całkiem możliwe, że ingerencja w nagranie będzie musiała być poważniejsza i polegać miałaby ona również na zamazywaniu tablic rejestracyjnych samochodów postronnych oraz twarzy osób trzecich. W przeciwnym razie, pełne nagranie może zostać potraktowane jako poważna ingerencja w dane osób postronnych, których sprawa nie dotyczy.
Wszystko zależy teraz od tego, jak do sprawy podejdzie Polski Urząd Ochrony Danych Osobowych (UODO). Dokument w ostatecznej formie trafił już do wszystkich Państw członkowskich i z zasady krajowe urzędy muszą się do nich dostosować. Wszystko wskazuje na to, że raczej prościej będzie zrezygnować z rejestrowania podróży zza kierownicy niż narażać się urzędom na nieprzyjemności. Stos formalności, które trzeba będzie uregulować by robić to legalnie, również skutecznie powininen odstraszyć „samochodowych filmowców”. Zastanawiamy się tylko, czy jest w tym jakaś głębsza idea, czy Unia Europejska po raz kolejny odpływa w swej ochronie danych osobowych swoich obywateli.