Jeździmy wolniej. Płacimy do budżetu tyle samo.
Jeździmy wolniej. Wskazują na to wszystkie badania i statystyki. Mimo tego wpływy budżetowe z kontroli radarowych wydają się być na podobnym poziomie, jak przed rewolucją punktową. O co w tym wszystkim chodzi? Spieszymy z odpowiedzią.
Tylko od początku wakacji fotoradary „pstryknęły” światłem niespełna 200tys. razy. Prawie 53% zdjęć pochodziło z klasycznie ustawionych przydrożnych fotoradarów. 47% naruszeń zostało wykonanych przez odcinkowe pomiary prędkości. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że klasycznych fotoradarów jest w Polsce 470, a odcinkowych pomiarów prędkości… 30. Różnica w skuteczności działania, na korzyść tego drugiego jest więc przygniatająca.
Trend „wyhamowujący” kierowców skutecznie się umacnia, to też CANARD (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym) reaguje i dostosowuje urządzenia do nowych zasad panujących na drogach. W przeszłości, stacjonarne radary bardzo często ustawiane były tak, aby wyłapywać tylko znaczące przekroczenia prędkości – często te przekraczające dozwoloną prędkość o ponad 30km/h. Działo się tak dlatego, ponieważ biurokracja związana z nakładaniem mandatów nie wytrzymywała liczby spływających zdjęć z fotoradarów. Tym samym system był niewydolny dla wszystkich wykroczeń – wystawianie mandatów z pogranicza łamania przepisów było więc nieopłacalne. Wraz ze zmianą stylu jazdy kierowców, CANARD postanowił dostosować swoje urządzenia do nowych warunków. Obecnie ponad 60% wszystkich rejestrowanych przez CANARD wykroczeń mieści się w przedziale od 11 do 20km/h. Ekstremalnie ciężkich przekroczeń powyżej 70km/h system w okresie od końca czerwca do końca lipca 2023 roku zarejestrował zaledwie 199. Przekłada się to na nieco ponad 0,15% wszystkich przewinień zarejestrowanych przez fotoradary. W tym miejscu warto też napisać o tym, że niepisane „prawo ulicy” pozwala na przekroczenie prędkości do 10km/h obok fotoradaru bez konsekwencji pamiątkowego zdjęcia i mandatu. Stanowi o tym polskie prawo, zapisane w stosownych ustawach. Traktuje ono o zmiennych warunkach pomiaru, które mogą wpływać na odczytywaną prędkość.
Wobec całego powyższego wpisu nasuwają się pytania, czy odcinkowe pomiary prędkości to przyszłość systemu CANARD i dlaczego są one tak skuteczne. Pierwsza odpowiedź jest stosunkowo prosta do zweryfikowania. Liczby mówią same za siebie i rzeczywiście w kolejnych latach możemy się spodziewać, że urządzeń będzie przybywać. Znacznie ciekawsza wydaje się odpowiedź na drugie zadane pytanie. Systemy OPP wydają się przede wszystkim skuteczne dlatego, ponieważ ich oznakowanie jest często fatalne. Na wielu odcinkach kierowcy nawet nie wiedzą, że jadą po takim odcinku. Inną sprawą jest to, że jeśli już wiedzą, że poruszają się po drodze monitorowanej, to problemem jest diagnoza, czy są to odcinki ze szczególnie określonym ograniczeniem prędkości. Wisienką na torcie wydaje się być fakt, że kompletnie brakuje na takich odcinkach znaków przypominających to z jaką prędkością powinniśmy się na nich poruszać. Niestety zarządcy dróg nie są zainteresowani tym, żeby dobrze oznakować drogi co przyczyniłoby się do spowolnienia ruchu. Znane są przypadki dróg, gdzie po instalacji OPP znaki określające dozwoloną prędkość zniknęły z pobocza! Diagnoza więc nasuwa się sama. Nie chodzi konkretnie o to, żeby było bezpieczniej, tylko o to, żeby pieniądze zgadzały się w kasie.