Czy manuale staną się rzadkością?
Od dłuższego czasu jesteśmy bombardowani kolejnymi nowinkami ze świata elektro-mobilności. Producenci chwalą się coraz to nowymi rozwiązaniami, mającymi przyspieszyć rozwój segmentu oraz przekonać do siebie kolejnych niezdecydowanych. Tymczasem, każdy z nas doskonale wie, że istnieje jeszcze „życie” po drugiej stronie bieguna. Mowa tu oczywiście o motoryzacji tradycyjnej lub klasycznej, jak kto woli. Choć wydaje się, że jej dni są policzone, to niektóre nowinki warte są tego, by o nich wspomnieć. Ostatnie doniesienia zdają się potwierdzać fakt, że dla przeciętnego Kowalskiego, ostatnim autem przed przesiadką na elektryka, może być klasyczny spalinowiec… ale tylko z automatyczną skrzynią biegów.
Rzeczywiście czasy kiedy mówiło się o tym, że „automaty” są za drogie, pogarszają osiągi i przyjemność z prowadzenia pojazdu, dawno można włożyć między bajki. Oczywiście, rzeczą jasną i zrozumiałą jest fakt, że wciąż ich serwisowanie jest droższe od manualnej skrzyni biegów, ale te różnice zdają się powoli zacierać. Wszystko przez popyt, który popularyzuje automaty. Zapotrzebowanie z roku na rok stale wzrasta i co za tym idzie, koszty ich produkcji stale maleją. Oczywiście przekłada się to również na ceny eksploatacji. Tyle jeśli chodzi o podstawy ekonomii w tym zakresie.
Wracając do popytu i podaży. Coraz więcej firm wycofuje się z oferowania manualnej przekładni tylko dlatego, bo zwyczajowo coraz mniej osób chce taką konfigurację. Warto przywołać w tym miejscu trochę statystyki. Okazuje się, że „manuale” to np. w USA margines rynku, na poziomie 5% sprzedawanych samochodów! Dodatkowo, na tym samym rynku jak i w Chinach, zakłada się, że do 2030 roku, żaden producent nie będzie oferował aut z manualną przekładnią. Co ciekawe, jeszcze dalej na wschód – w Japonii, współczynnik sprzedaży nowych samochodów z automatyczną skrzynią biegów wynosi ponad 90%. Europa na tym tle wypada gorzej, ale w krajach o mocno rozwiniętej infrastrukturze samochodowej średnio 60% rejestrowanych nowych aut posiada automat.
Statystyki nie kłamią i wydaje się, że los „manuali” jest tak samo pewny, jak koniec silników spalinowych. Co więcej, obie te kwestie wydają się być ze sobą spójne, bo nijak ma się manualna przekładnia do elektrycznego napędu. Według badań, to właśnie manual staje się teraz jednym z podstawowych elementów samochodu zatruwającym środowisko. Automaty znacznie łatwiej jest zaprogramować do uzyskiwania wymaganego, niskiego poziomu emisji spalin. Komputer dobiera wtedy odpowiednio przełożenia biegów, nie obciążając przy tym charakterystyki pracy silnika.
W dobie kiedy większość kierowców zmienia swoje upodobania i decyduje się na zakup auta z automatem, sprawą oczywistą jest, że każdy niesprzedany manual generuje dla producenta potężne koszty. Każda z konfiguracji, to przecież kolejne badania nad emisją szkodliwych substancji, wartością zużycia paliwa, kolejny proces produkcyjny itp. itd.
Tyle suchych faktów, a w praktyce, do popełnienia tego wpisu zmusiły nas kolejne zapowiedzi producentów, którzy wycofują się z produkcji manualnych przekładni. Na razie słowo się rzekło ze strony Mercedesa, który już w 2019 roku argumentował odejście od tej strategii. Oczywiście wielu entuzjastów, mogło wtedy pomyśleć, że Mercedes z manualem, to i tak totalna egzotyka, ale nie minęły 2 lata a do głosu dochodzi … Volkswagen. Producent samochodów klasy średniej i wyższej zadecydował, że rozpoczynając od nowego modelu Tiguan nie będzie oferował go z manualną skrzynią biegów. Krótko po nim, pojawi się nowy Passat, który również zostanie pozbawiony takiej konfiguracji.
Wydaje się, że to tylko kwestia czasu, kiedy kolejni producenci pójdą tą samą drogą. W naszych odczuciach już za kilka lat samochody z manualną skrzynią biegów, podobnie jak w USA czy Japonii będą stanowiły margines. Nowe auta sprzedawane w tej konfiguracji, można będzie nabyć jedynie w biedniejszych częściach globu. Będą to z pewnością auta segmentu A i B, popularne w krajach, które nie mają uściślonych regulacji ekologicznych.